16.10.07

Tłumaczenie artykułu o ks. Stanisławie - 1973 r.


Ksiądz Stanisław zmarł w opinii świętości.

Pod takim tytułem ukazał się artykuł /autor nieznany, prawdopodobnie ks. C.Calderon/ w jubileuszowym numerze gazety „Corree” z dnia 4.IX.1973 r. Numer ten prawie w całości poświęcony był złotemu Jubileuszowi działalności Salezjanów w Huancayo. W związku ze stuleciem misji Salezjańskich postanowiłem przetłumaczyć wspomniany artykuł, by umożliwić szerszym rzeszom poznanie pięknej postaci naszego rodaka, księdza Stanisława Kwietniewskiego.
Urodził się 29.11.1893 r. w Rzeczniowie, a umarł przed ukończeniem 39 lat - 21.X.1932 roku w Huancayo, którego mieszkańcy do dziś wspominają Go jako świętego.Rodzicami Ks. Stanisława byli Józef i Domicela. Ojciec, dzielny i sumienny stolarz, matka —kochająca, oddana mężowi i dzieciom. Oboje ubodzy, lecz bogaci duchowo. W szkole pobożności i pracowitości, jakim było ognisko domowe wzrastał nasz Staszek. Dzięki pewnemu szlachetnemu człowiekowi, który umiał dostrzec zdolności chłopca, Staszek udał się na dalszą naukę do Łodzi. Tu jako fryzjer zarabia na „własne utrzymanie i opłacenie nauki .Po ukończeniu szkoły średniej rozpoczął studia medyczne na uniwersytecie. Mając 17 lat poprzez lekturę. Bollettino Slezjano zapoznał się z pracą misjonarzy salezjańskich w Chinach i Patagonii. Poruszony do głębi tą lekturą, postanowił zostać „lekarzem dusz” aby móc zanieść światło Ewangelii tym którzy jej Jeszcze nie znają. Po wielu trudnościach (Polska była wówczas pod zaborami) w 1912 r. przybył do do Daszawy, gdzie odbył aspiranturę. W 1916 r. w czasie I wojny światowej złożył pierwszą profesję. W 1919 r. podjął studia na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. W 1921 roku uzyskał tytuł magistra teologii, a następnie w Gregorianum, doktorat z nauk filozoficznych. Miał wtedy 28 lat.
Przełożeni widząc, że słabe zdrowie nie pozwala mu na dalsze wyczerpujące studia i pracę zdecydowali w 1922 roku, by przerwał naukę i wrócił do kraju. W tym samym roku, w październiku otrzymał święcenia kapłańskie. W 1923 r. udał się do Turynu, by wziąć udział w wyprawie misyjnej [do Chin] organizowanej pod kierownictwem ks. bpa. A. Versiglia. Jednak werdykt lekarski okazał się dla niego niepomyślny. Przełożeni skierowali go więc do Chierri by tam odzyskał zdrowie. Dał się poznać w Chierri jako gorliwy apostoł. W 1924 r. prosi o zezwolenie na wyjazd do Peru. W tym czasie dużo mówiono o łagodnym klimacie niektórych okolic Peru, leczących wszelkie dolegliwości. Prośbę uwzględniono i ks. Stanisław już w listopadzie znalazł się w Peru. Przeznaczono go do pracy w Arequipa. Jego krótki pobyt w tym mieście pozostawił głęboki i trwały ślad wśród aspirantów, nowicjuszy i studentów filozofii, dla których ks .Stanisław był gorliwym nauczycielem, przewodnikiem i przykładem nie mającym równych sobie.
W 1926 r. pełnił obowiązki katechety w Yucay w pobliżu Cuzco. Jego zapał apostolski i troska o najbardziej potrzebujących :szybko zwróciła uwagę otoczenia. Pod konie tego roku udał się do Huancayo, ostatniego miejsca swego ciężkiego, a zarazem chwalebnego apostolatu. Pełnił tu funkcję katechety, spowiednika i profesora. Ponad to był kapelanem CMW, które znalazło w Nim wspaniałego Ojca duchownego. Trzeba podkreślić, że jako człowiek chory przybył do Huancayo na odpoczynek, a tymczasem rzucił się w wir pracy dla dusz i dla Boga. Ks. Stanisław nigdy nie mówił „nie” gdy chodziło o pomoc potrzebującym lub o czynienie dobra w jakiejkolwiek formie. Zawsze uśmiechnięty, był do dyspozycji penitentów proszących o spowiedź żaden też penitent nie odchodził niezadowolony po spowiedzi u niego. Opowiadano, że nie potrzebował, by mówiono Mu grzechy. On je odgadywał i czytał szczerość żalu w oczach swoich penitentów. Niezliczone razy stawał obok łoża chorych i umierających, bez względu na porę dnia czy nocy. Na uwagi, by bardziej dbał o swoje zdrowie odpowiadał: ”najpierw obowiązek, pierwsze są dusze, później zatroszczymy się o ciało”.
Kiedy owe tereny nawiedziła dżuma, komisja lekarska otoczyła pierścieniem okolice Sicaya. Nikt nie mógł tam się udać ani stamtąd odejść. Zaraza powodowała spustoszenie wśród Indian. Setki ludzi znalazło się w ciężkiej sytuacji i bez pomocy. Dobre i pełne miłości serce ks. Stanisława nie pozwoliło Mu pozostać obojętnym wobec tej tragedii . Do niesienia pomocy ofiarom epidemii zachęcił, niedawno przybyłego z Hiszpanii, młodego lekarza. Sam też nie zważał na niebezpieczeństwo, bez reszty poświęcił się chorym. W trosce o ulżenie cierpiącym i umierającym, zapominał o jedzeniu i spoczynku. Krążyły wieści, jakoby widziano go pomagającego chorym w dwu różnych miejscach równocześnie. Pewne objawy na jego twarzy, charakterystyczne dla dżumy, zmusiły go do odbycia kwarantanny. W tym czasie był jedynym salezjaninem który pozostał w Huancayo. Inni, z powodu tymczasowego zamknięcia szkoły wyjechali z miasta. Ks. Stanisław chory, pozostawiony samemu sobie przeżył wtedy ciężkie chwile. Po upływie kwarantanny okazało się, że ani sam się nie zaraził, ani też nie zaraził nikogo. Ludzie mówili wtedy, między sobą: „To święty, nawet dżuma Go uszanowała”. Ile w tym prawdy ? Nie wiem, pisze autor artykułu. Lecz o jednej rzeczy jestem przekonany i mogę zaświadczyć. Znałem ks. Stanisława. Był moim spowiednikiem. Znajdować się w Jego obecności to było tak jakby się pozostawało w obecności samego Chrystusa. Trudności językowe?—nie zauważyłem ich nigdy. Czyżby miał dar języków? Czy rzeczywiście posiadał dar bilokacji ? Kim był ów tajemniczy Kapłan, prekursor Salezjanów w Huancayo, który rozszerzał na tamtych terenach znajomość ks. Bosko. Albo kto potrafi zapewnić czy jest prawdą, czy legendą następujący epizod z jego życia: wezwany do śmierteinie chorej dziewczynki ks. Stanisław przybył prawie dwie godziny po jej śmierci. Rodzice byli pogrążeni w głębokim żalu i bólu. Ks. Stanisław zwrócił się do nich mówiąc jak Chrystus do Jaira ”nie płaczcie, dziewczynka nie umarła ale śpi”. Zaprosił ich potem do wspólnej modlitwy, poczym zawołał dziewczynkę i oddał ją zdrową rodzicom, którzy nie mogli wyjść ze zdziwienia.
W Księdze Pamiątkowej „75 lat działalności Salezjanów w Polsce” zanotowano o nim: „Przez 8 lat (1924 – 1932) działał w Peru jako profesor i kapłan ks. Stanisław Kwietniewski, który nie tylko swym życiem, ale i śmiercią głosił chwałę polskiego imienia. Wychował tysiące młodzieży peruwiańskiej, budując wszystich wykształceniem bystrością umysłu i dobrocią serca. Pozostawił po sobie piękne wspomnienie, Salezjanina— Polaka, bez reszty oddanego Bożej sprawie”. (z hiszp. przełożył i opracował ks. R. Olesiński).

Brak komentarzy: